Dzieci szczęścia





— odezwała się wreszcie słabym głosem Marcela, przypatrując się siostrze omdlewającemi oczyma, jakby nie pojmowała celu tej czynności.
— Tu tak nieporządnie, chciałam sprzątnąć. — Ależ ty tego nie umiesz.
Jadwinia przerwała robotę z zarumienioną twarzyczką.
— Widzisz, zdaje mi się, iż nie potrafimy wielu rzeczy, których ostatecznie nauczyć się trzeba.
Marcela zrobiła wymowny ruch, świadcząc, iż, co do niej, nauczyć się tego nie pragnie.
Spojrzała
na swoje śnieżne, utoczone palce, zakończone różowemi delikatnemi paznokciami, podparła zmęczoną głowę na dłoni i westchnęła ciężko, zamykając oczy, jakby nie
chciała patrzyć na to, co ją otacza.
Ona, co była wzorową panią domu — pozbawiona licznej służby, stała się nagle niezaradną, jak dziecko.
Jadwinia tymczasem zgromadziła w jedno miejsce śmieci, zalegające cały pokój, wyniosła lampę, świecę, karafkę i dumna ze swego dzieła, powróciła do siostry.
— Boże!
do czegoś ty podobna! — szepnęła boleśnie Marcela.
Rzeczywiście, cały kurz osiadł na włosach, twarzy, a szczególniej na czarnej sukni Jadwini.
— Widzisz, tyś do tego nie stworzona.
— Oh! nie stworzona! Zdaje mi się, że człowiek jest stworzony do wszystkiego.
Starsza siostra zdawała się jej nie rozumieć; oczy jej, tonące w mgle łzawej, miały taki wyraz, jakby chciała odrzucić od siebie każdą powszedniość życia.
— Widzisz, Marcelo — mówiła dalej Jadwinia — ja myślę nieraz, iż szczęścia nie stanowi wcale większy lub mniejszy majątek.
— Czyż nie widzisz, co się z nami dzieje?
— przerwała gwałtownie Marcela, której wszystkie bóle odnowiły się na te słowa. — Opuszczenie, nędza! oto nasz los.
Poniosła chustkę do oczów i zalała się łzami.
— Daruj, Marcelo! ja nie to chciałam powiedzieć. Naraz straciłyśmy wszystko. Są jednak ludzie biedniejsi od nas...
— Ja nie wiem, jak oni żyją, jakie mają nawyknienia i pojęcia.


<<Poprzednia 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 32 | 33 | 34 | 35 | 36 | 37 | 38 | 39 | 40 | 41 | 42 | 43 | 44 | 45 | 46 | 47 | 48 | 49 | 50 | 51 | 52 | 53 | 54 | 55 | 56 | 57 | 58 | 59 | 60 | 61 | 62 | 63 | 64 | 65 | 66 | 67 | 68 | 69 | 70 | 71 | 72 | 73 | 74 | 75 | 76 | 77 | 78 | 79 | 80 | 81 | 82 | 83 | 84 | 85 | 86 | 87 | 88 | 89 | 90 | 91 | 92 | 93 | 94 | 95 | 96 | 97 | 98 | 99 | 100 | 101 | 102 | 103 | 104 | 105 | 106 | 107 | 108 | 109 | 110 | 111 | 112 | 113 | 114 | 115 | 116 | 117 | 118 | 119 | 120 | 121 | 122 | 123 | 124 | 125 | 126 | 127 | 128 | 129 | 130 | 131 | 132 | 133 | 134 | 135 | 136 | 137 | 138 | 139 | 140 | 141 | 142 | 143 | 144 | 145 | 146 | 147 | 148 | 149 | 150 | 151 | 152 | 153 | 154 | 155 | 156 | 157 | 158 | 159 | 160 | 161 | 162 | 163 | 164 | 165 | 166 | 167 | 168 | 169 | 170 | 171 | 172 | 173 | 174 | 175 | 176 | 177 | 178 | 179 | 180 | 181 | 182 | 183 | 184 | 185 | 186 | 187 | 188 | 189 | 190 | 191 Nastepna>>