Dzieci szczęścia
— odparł z przyciskiem.
— Czy powiedziałeś jej tak kiedy, prezesie? czy też zostawiasz tę specyalność panu Ryszardowi Czerczy, jej narzeczonemu?
— Ryszard Czercza! Czercza!
więc tak się on nazywa? Prezentowano mi go, ale przyznam się, nie zwróciłem uwagi na nazwisko.
Mówił to z pozorną niedbałością, wlepiając w piękną panie, czy w jej nagie ramiona, oczy rzucające iskry z za przymrużonych powiek i szkieł okularów.
Pomimo to, skorzystał jednak z pierwszej przerwy w rozmowie, by się oddalić.
Szedł do salonu, rozdając na prawo i lewo ukłony i skinienia trochę protekcyonalne, aż wreszcie znalazł się w zagłębieniu okna, napół zasłoniętego firanką.
Oparł się plecami o framugę i zaczął rozglądać po salonie z większem zajęciem, niż to czyni widz obojętny, tak, jakby kogoś upatrywał.
Właśnie rozpoczynano tańce; pary przesuwały się około niego jedne po drugich.
Gdyby kto śledził wyraz jego twarzy, byłby dostrzegł, jak chwilami, na widok wirujących tancerek, zapalały się jego źrenice, na widok innych znów złośliwy uśmiech rysował się
na jego wargach. Wszystko to jednak kryły draperye firanek.
Eustachy Olbrowicz, zwany ogólnie prezesem z powodu piastowanej w jakiejś instytucja godności, należał do arystokracyi finansowej, mającej już swoje tradycye.
Trzecie pokolenie Olbrowiczów obracało milionami i znać to było na dzisiejszym przedstawicielu rodziny i firmy.
Posiadał on pewność siebie, jaką daje położenie obok wytwornego obejścia, wyrobionego wychowaniem, a do którego, według okoliczności, mieszał się nieraz subtelny odcień
lekceważenia.
Według utartego zdania, znać w nim było pana.
Wiek jego był nieokreślony: wyglądał młodo, jednakże od pewnego już czasu znanym był, jako piękny mężczyzna, a jego powodzenie u kobiet było przysłowiowe.
<<Poprzednia 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 32 | 33 | 34 | 35 | 36 | 37 | 38 | 39 | 40 | 41 | 42 | 43 | 44 | 45 | 46 | 47 | 48 | 49 | 50 | 51 | 52 | 53 | 54 | 55 | 56 | 57 | 58 | 59 | 60 | 61 | 62 | 63 | 64 | 65 | 66 | 67 | 68 | 69 | 70 | 71 | 72 | 73 | 74 | 75 | 76 | 77 | 78 | 79 | 80 | 81 | 82 | 83 | 84 | 85 | 86 | 87 | 88 | 89 | 90 | 91 | 92 | 93 | 94 | 95 | 96 | 97 | 98 | 99 | 100 | 101 | 102 | 103 | 104 | 105 | 106 | 107 | 108 | 109 | 110 | 111 | 112 | 113 | 114 | 115 | 116 | 117 | 118 | 119 | 120 | 121 | 122 | 123 | 124 | 125 | 126 | 127 | 128 | 129 | 130 | 131 | 132 | 133 | 134 | 135 | 136 | 137 | 138 | 139 | 140 | 141 | 142 | 143 | 144 | 145 | 146 | 147 | 148 | 149 | 150 | 151 | 152 | 153 | 154 | 155 | 156 | 157 | 158 | 159 | 160 | 161 | 162 | 163 | 164 | 165 | 166 | 167 | 168 | 169 | 170 | 171 | 172 | 173 | 174 | 175 | 176 | 177 | 178 | 179 | 180 | 181 | 182 | 183 | 184 | 185 | 186 | 187 | 188 | 189 | 190 | 191 Nastepna>>