Dzieci szczęścia





Ona to, jej postępowanie, jej hańba była pierwszym powodem śmierci Jadwini, która odczuła ją tak silnie, iż ważyła się na wszystko, byle jej nie podzielać.
Jej hańba!
Chwilami nie mogła uwierzyć własnemu położeniu. Więc to ona, ona, dumna Marcela Sawińska, córka nieposzlakowanego ojca, była tu sama z obcym człowiekiem, na jego łasce...
była jego kochanką. I człowiek ten miał żonę, dzieci, obowiązki!
Na tę myśl przechodził ją dreszcz mroźny, zapytywała samej siebie: jak to stać się mogło?
rozszerzały się jej źrenice z przerażenia, jakby czuła, iż stacza się coraz głębiej w jakąś przepaść bezdenną.
Nie mogła zerwać w jednej chwili z przywyknieniami życia całego, z pojęciami, wszczepionemi od
dziecka, których w głębi duszy wyznawać nie przestawała.
Gdyby przynajmniej na swoje usprawiedliwienie miała jedną z tych namiętności, które, jak huragan, niweczą wszystkie przeszkody!
ale namiętności nie doznała i może nawet doznać nie była zdolna. Chwilami z przerażającą jasnością zdawała sobie sprawę z własnych uczuć.
Kochała prezesa: ale jaką rolę w tej miłości grała obrażona duma, źle pojęta miłość własna? ile kochała w nim człowieka, ile dostatek jakim ją otaczał?
tego rozwikłać nie była w stanie, a nie śmiała zapytać siebie: czy kochałaby go, gdyby był ubogim...
Jeśli te myśli napastowały ją, gdy była sama, łamała ręce w bezsilnej rozpaczy, przebiegała pokój, jak szalona, i byłaby chciała roztrzaskać białe czoło o mury, byle uciec
przed niemi.
Jeśli przyszły w jego obecności pozostawała blada i niema ze słowem urwanem na ustach, dłonie jej stawały się lodowatemi, a mętne źrenice nie ożywiały się pod ogniem jego
spojrzeń.
Prezes zapewne rozumiał, co wówczas działo się w jej duszy, bo o nic nie pytał, tylko otaczał ją silniej ramieniem, a pocałunkiem zamykał usta, które może skarżyć się
chciały.
Uspakajała się.


<<Poprzednia 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 32 | 33 | 34 | 35 | 36 | 37 | 38 | 39 | 40 | 41 | 42 | 43 | 44 | 45 | 46 | 47 | 48 | 49 | 50 | 51 | 52 | 53 | 54 | 55 | 56 | 57 | 58 | 59 | 60 | 61 | 62 | 63 | 64 | 65 | 66 | 67 | 68 | 69 | 70 | 71 | 72 | 73 | 74 | 75 | 76 | 77 | 78 | 79 | 80 | 81 | 82 | 83 | 84 | 85 | 86 | 87 | 88 | 89 | 90 | 91 | 92 | 93 | 94 | 95 | 96 | 97 | 98 | 99 | 100 | 101 | 102 | 103 | 104 | 105 | 106 | 107 | 108 | 109 | 110 | 111 | 112 | 113 | 114 | 115 | 116 | 117 | 118 | 119 | 120 | 121 | 122 | 123 | 124 | 125 | 126 | 127 | 128 | 129 | 130 | 131 | 132 | 133 | 134 | 135 | 136 | 137 | 138 | 139 | 140 | 141 | 142 | 143 | 144 | 145 | 146 | 147 | 148 | 149 | 150 | 151 | 152 | 153 | 154 | 155 | 156 | 157 | 158 | 159 | 160 | 161 | 162 | 163 | 164 | 165 | 166 | 167 | 168 | 169 | 170 | 171 | 172 | 173 | 174 | 175 | 176 | 177 | 178 | 179 | 180 | 181 | 182 | 183 | 184 | 185 | 186 | 187 | 188 | 189 | 190 | 191 Nastepna>>