Dzieci szczęścia






Ryszard pochwycił znowu ramię towarzysza i powracał tą samą drogą na Krakowskie - Przedmieście, by się przekonać, czy kareta prezesa jest jeszcze tam, gdzie ją widział.
Jerzy próbował go uspokoić, mówił mu to wszy-
stko, co w podobnych razach mówi się i mówi zawsze bezskutecznie: "stało się — mówił — on już uczynił to, co za stosowne
uważał; Marcela mogła robić, co jej się podobało, jeśli zaś postępowała źle, nie była wartą żalu".
Ryszard go nie słuchał, zdwajał kroku, palony żądzą przekonania się, czy on tam był jeszcze.
Kareta stała, jak przedtem, folbluty krzesały ogień niecierpliwem kopytem, a woźnica w swym wielkim niedźwiedzim kołnierzu siedział na koźle powstrzymując je silną ręką.
Ryszard znów spojrzał w okna; może zrozumiał całą śmieszność swego położenia, może przeżywał jednę z tych chwil, w których człowiek popełnia szaleństwa i zbrodnie.
— A jednak — szepnął z wściekłością do siebie — gdybym był tego nie uczynił...
Wymawiał jedno z tych pytań namiętnych, co wiecznie pozostać muszą bez odpowiedzi — bo któż odgadnie, jakim torem poszłyby koleje losu jednostek lub narodów, gdyby były szły
drogą, odmienną od tej, jaką wybrały.
Wyszedłszy z restauracyi, Stanisław namyślał się, co ma dalej robić.
Kółko rodzinne nigdy nie miało dla niego uroku; nawet w najlepszych czasach wymykał się do klubów, kawalerskich zebrań i tych wszystkich miejsc, gdzie nie potrzeba się było
krępować, a szczególniej, gdzie stały zielone stoliki.
W obecnych okolicznościach należało koniecznie być u pana Melchiora, wytłumaczyć, o ile to było możliwe, postąpienie siostry, uregulować kwit i rozłożyć dług na częściowe
wypłaty, co teraz przyszłoby łatwo przy stosunkach z prezesem. Inaczej wyglądało to rzeczywiście, jak gdyby wespół z Marcelą urządzili zasadzkę na kieszeń starego kawalera.


<<Poprzednia 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 32 | 33 | 34 | 35 | 36 | 37 | 38 | 39 | 40 | 41 | 42 | 43 | 44 | 45 | 46 | 47 | 48 | 49 | 50 | 51 | 52 | 53 | 54 | 55 | 56 | 57 | 58 | 59 | 60 | 61 | 62 | 63 | 64 | 65 | 66 | 67 | 68 | 69 | 70 | 71 | 72 | 73 | 74 | 75 | 76 | 77 | 78 | 79 | 80 | 81 | 82 | 83 | 84 | 85 | 86 | 87 | 88 | 89 | 90 | 91 | 92 | 93 | 94 | 95 | 96 | 97 | 98 | 99 | 100 | 101 | 102 | 103 | 104 | 105 | 106 | 107 | 108 | 109 | 110 | 111 | 112 | 113 | 114 | 115 | 116 | 117 | 118 | 119 | 120 | 121 | 122 | 123 | 124 | 125 | 126 | 127 | 128 | 129 | 130 | 131 | 132 | 133 | 134 | 135 | 136 | 137 | 138 | 139 | 140 | 141 | 142 | 143 | 144 | 145 | 146 | 147 | 148 | 149 | 150 | 151 | 152 | 153 | 154 | 155 | 156 | 157 | 158 | 159 | 160 | 161 | 162 | 163 | 164 | 165 | 166 | 167 | 168 | 169 | 170 | 171 | 172 | 173 | 174 | 175 | 176 | 177 | 178 | 179 | 180 | 181 | 182 | 183 | 184 | 185 | 186 | 187 | 188 | 189 | 190 | 191 Nastepna>>